niedziela, 18 kwietnia 2010

Kraina jezior

Wypożyczyliśmy samochód i objechaliśmy tutejsze Mazury.
500 kilometrów w dwa dni. Część po nieutwardzonych, kamienistych drogach.
Nasz samochód skrzypiał i zgrzytał na wybojach jakby zaraz miał się rozpaść. Ale dał radę.
Gdy rozpędzaliśmy się powyżej 50 km/h czuliśmy się jak w kabriolecie - powietrze wlatywało przez nieszczelne drzwi i smagało nas po twarzach.
/Piotr: w VW świszczące szyby to widocznie standard :-) /
Normalnie bajka. Tylko trochę zimno było.
Pogoda dziś była baaardzo zmienna, od słońca po czarne chmury i ulewy.
Zdjęcia więc nie wyszły nam najlepsze.

Wczoraj w San Martin de los Andes natknęliśmy się na sklep z czekoladkami Mamusia.
Sklep mieści się w pięknym białym domku pomalowanym w łowickie (?) wzory.
Właścicielką jest siostra pani Ani Fularskiej z Los Antiguos (którą znacie z poprzedniego wpisu).
Mały ten świat :)

Tutejsze jeziora są trochę jak Morskie Oko. Otoczone górami, ale długie niemal jak rzeki.
I zupełnie puste. Dziwi nas, że są takie dzikie i nieskalane. W Polsce mając takie akweny od razu przywieźlibyśmy jachty, łódki, motorówki. Tutaj nic, cisza.
Okoliczne góry najbardziej przypominają nasze Karkonosze. Tylko przestrzenie między nimi są olbrzymie. I wyglądają jakby ktoś na nich poukładał niesamowite twory skalne, w najróżniejszych kształtach.
Bajkowo.