środa, 14 kwietnia 2010

Los Antiguos

To kolejne małe miasto na naszej drodze. Chyba najmniej ciekawe do tej pory.

Wczoraj miasteczko gościło kierowców rajdu drogą Ruta 40, więc "coś" się działo.
Dzisiaj cisza, więc wybraliśmy się do Chile Chico - 7km dalej po stronie chilijskiej.
Oba miasteczka położone są nad tym samym, drugim co wielkości jeziorem w Ameryce Południowej - Lago Buenos Aires.
No i to ich cała atrakcja. Los Antiguos podobno jest znane z sadów owocowych. My jeszcze nie mieliśmy szczęścia się o tym przekonać.

Za to nie zapomnimy dzisiejszej pobudki o 4.30 rano. Gospodarze hostelu zaczęli hałasować przyrządzając śniadanie swoim robotnikom a potem wszyscy razem głośno je jedli.
Nasz pokój był połączony drzwiami z kuchnią i niestety nie dało się spać w takich hałasach.
Zaspani zwracaliśmy im uwagę, ale nic to nie dało.
Rano postanowiliśmy się przenieść gdzie indziej.
Kiedy próbowaliśmy negocjować cenę za nocną pobudkę, zrobiło się nieprzyjemnie i gospodarze zaczęli nas straszyć policją :)

W miasteczku brak internetu. W hostelach nie ma, jedynie w dwóch restauracjach w mieście.
Jedna jest zamknięta. W drugiej internet widzieliśmy wczoraj, dzisiaj już nie ma.
Nie możemy więc sprawdzić co dzieje się w Polsce.

Jutro wracamy na Ruta 40.




Ruta 40

Wczoraj przebyliśmy ponad 600 km drogą nr 40. 
15 godzin w autobusie choćby był najwygodniejszy nie należy do przyjemnych.
Ruta 40 na odcinku z El Chalten do Perrito Moreno jest w większości szutrowa. Autobus jedzie więc z prędkością 20-30 km na godzinę.
Wokół pustynia, krajobraz był zupełnie płaski. Pustka po horyzont, pustka, kamienie i niskie trawy formujące się w coś co kształtem przypomina kamienie.
Po wielu kilometrach krajobraz zrobił się ciut pofałdowany. Jeszcze później lekko górzysty. Ale wciąż tylko kamienie.
Gdzieniegdzie choć naprawdę rzadko widać było zielone oazy - miejsca z prawdziwą trawą i drzewami. Pośrodku takiej sztucznej zielonej wyspy stały zabudowania świadczące o obecności człowieka a wokół nich pasło się bydło.

Podczas tak monotonnej podróży można robić tylko dwie rzeczy: spać lub obserwować chmury (lub nocą gwiazdy). Chmury to tak fascynujące stwory tutaj, że mogę je porównać do filmu sensacyjnego.
Raz są białymi barankami by za chwilę zmienić się w szare i ciężkie, po czym nagle się rozróżowić, potem zmienić zdanie co do koloru i kształtu i stać się granatowe i ciężkie, a za chwilę pożółknąć. I tak w kółko.

Podziwiałam kierowcę, który niestrudzenie prowadził autobus przez całą noc i pół następnego dnia. Jednak pod koniec naszej podróży i on uległ monotonii krajobrazu i zaczął zasypiać.
Postanowiłam ratować nas wszystkich i poszłam do niego z ciasteczkami i jakimiś głupimi pytaniami w języku, którego on na pewno nie zrozumiał. Ale przecież nie chodziło mi o to, żeby mnie zrozumiał a tylko żeby się rozbudził.
Udało się i w całości dojechaliśmy do Perrito Moreno a stamtąd do Los Antiguos.