czwartek, 1 kwietnia 2010

Deszcz w Ushuaia

Prognozy się sprawdziły. Pada deszcz. Leje właściwie. Musimy przeczekać.

Śpimy w hostelu w 6-osobowej sali. To trochę jak za dawnych lat w schronisku. W sumie standard jest lepszy niż w polskich szpitalach. Z drugiej strony wolelibyśmy, aby było nas stać na pokój, gdzie współspaczom nie śmierdzą buty ;-) Jednak 2 miesiące w podróży to długi czas i nie możemy sobie pozwolić na szaleństwa w postaci osobnego pokoju.
Wiecie, że w naszym hostelu nie wolno pić alkoholu przyniesionego z zewnątrz? Ale przecież musimy zważać na koszty więc nie kupimy wina dwa razy droższego niż w sklepie obok. Wy byście kupili?
/Piotr/ - Nie ma to jak tanie wino w zabronionym miejscu.
Macie więc obraz tego jak dziś spędzamy czas :-)

Ushuaia to miasteczko małych domków ze śmiesznymi skrzynkami na listy. I grilli zrobionych z beczek.
Podczas porannego spaceru po mieście w 3 lub 4 miejscach widzieliśmy buty wiszące na przewodach elektrycznych nad ulicą. Macie pomysł na cześć czego te buty wiszą?








Koniec świata już teraz

Mieliśmy się tu pojawić za kilka tygodni ale ze względu na pogodę (z dnia na dzień jest tu zimniej) i na zbliżające się święta jesteśmy już teraz.
Ja nie chciałam tu przyjeżdżać. Wydawało mi się, że nie będzie tu nic godnego uwagi. Na szczęście dałam się przekonać Piotrowi i bardzo się cieszę bo jest przepięknie.
Pamiętacie "Przystanek Alaska"? Ushuaia to właśnie takie miasteczko na końcu świata. A wokół niego góry, wyspy, chmury i bezkres...
Miało być 6 stopni i deszcz, było słońce i kilkanaście stopni ciepła. I to rześkie powietrze po dusznym Buenos, wprost cudowne.
Od razu ruszyliśmy w teren.