środa, 31 marca 2010

Buenos Aires. To by było na tyle.

Dziś było gorąco i parno a my znowu chodziliśmy po mieście.
Chcieliśmy wrócić autobusem ale nie mieliśmy monet.
Wsiadając do autobusu (tylko przednimi drzwiami) musisz powiedzieć dokąd jedziesz (po hiszpańsku oczywiście). Potem kierowca coś wstukuje na swojej maszynce a ty musisz wrzucić odpowiednią liczbę monet do automatu drukującego bilet.
Jest tylko jeden problem. Musisz mieć monety.
A w Buenos monet brakuje.
Żeby mieć monety trzeba tak kombinować kupując, aby sprzedawca musiał wydać Ci coś monetami.
Łatwe to nie jest bo najmniejszy nominał banknotów to 2 peso.
Jak nie masz monet to idziesz piechotą :)

Jutro czeka nas powrót zimy. Lecimy do Ushuaia - najdalej na południe wysuniętego miasta na świecie.











poniedziałek, 29 marca 2010

Tango

Tango to nie tylko taniec, to głównie muzyka. Słychać ją tu wszędzie.





Posted by Picasa

BA. La Boca

Poznajemy miasto czyli włóczymy się, jeździmy autobusami, metrem.
Czasem z przewodnikiem w plecaku, częściej bez.

Wczoraj wybraliśmy się do La Boca.
To dzielnica portowa zbudowana w XIX wieku przez włoskich imigrantów. Większość z nich pracowała w porcie i w chłodniach, gdzie przygotowywano słynną argentyńską wołowinę do wysyłki w świat. Tam znajdowali materiały na budowę swoich domów - głównie blachę falistą. Przed korozją zabezpieczali ją resztkami farb ze stoczni remontowej. Stąd najdziwniejsze i najbardziej pstrokate barwy tamtejszych domów.

Dzisiejsza Boca składa się z części turystycznej (dwie uliczki na krzyż) gdzie znajdują się restauracje, sklepy z pamiątkami oraz z części wybitnie niesprzyjającej turystom gdzie piszczy bieda.
A wiadomo, bieda sprzyja przestępstwom a turyści są łatwym celem.
Pomimo ostrzeżeń Diego zapędziliśmy się do tej drugiej części. Zawrócił nas pewien sklepikarz - zawołał nas, kazał schować aparat i zawrócić a potem wsiąść do autobusu i odjechać.
Dostosowaliśmy się do zaleceń.







Posted by Picasa

sobota, 27 marca 2010

O jedzeniu w Buenos

Na śniadanie rogalik i kawa czyli prawie nic.
Na lunch coś małego - kanapka z mięsem albo milanesa (coś w rodzaju naszego schabowego ale cieńsze i z wołowiny).
Za to kolacja musi być duża i tłusta. Pizza na grubym cieście z podwójnym albo potrójnym serem o 1 w nocy? Tak, to świetny pomysł!

Centrum Buenos pełne jest kawiarenek, pizzeri, restauracji małych i dużych. Wszystkie pełne ludzi. Portenos (czyli mieszkańcy Buenos Aires) przesiadują w kawiarniach, biesiadują, ucztują.
Narodowym napojem Argentyńczyków jest yerba mate czyli napar z ostrokrzewu paragwajskiego. Mate sporząrza się w specjalnym naczyniu, zaparza się ją zalewając wrzątkiem liście. Do picia mate służy metalowa słomka - bombilla. Widujemy ludzi z termosami, w których mają wrzątek. Dolewają go do naczynia z mate i piją, piją, piją.
Smakuje jak zaparzone siano :-)

Wczoraj jedliśmy najlepszego steka w naszym życiu (jak do tej pory).
Dziś spożyliśmy bife a caballo - stek z konia. O tym, że to konina dowiedzieliśmy się dopiero po zjedzeniu... Steki z wołowiny są lepsze.

piątek, 26 marca 2010

O Argentyńczykach - obserwacja pierwsza

Mówi się, że Polacy są gościnni. Są. Ale równie gościnni okazywali się ludzie w różnych zakątkach świata. Wszędzie gdzie do tej pory byliśmy spotykaliśmy dobrych ludzi. Często zapraszali nas do swoich domów. Więc chyba ludzie z natury są dobrzy i gościnni.
Argentyńczycy również.
Diego pierwszego wieczora zaprosił nas do domu a zaraz potem zaproponował żebyśmy przenieśli się do niego na weekend. Bo on wyjeżdża. No więc od dziś mieszkamy u Diego.


Wczoraj spotkaliśmy się z Vaniną - dziewczyną poznaną również przez Hospitality Club.
Zaprosiła nas na koncert tango w nowoczesnym wydaniu. Koncert odbywał się w pięciogwiazdkowym hotelu, mieliśmy więc mały problem z odpowiednim strojem. Wiecie, w plecakach nie zmieściły nam się marynarki i lakierki ;)
Koncert był bardzo kameralny, muzyka wyśmienita a Vanina przesympatyczna.
Mamy szczęście do ludzi. Oby tak dalej.

środa, 24 marca 2010

Buenos Aires

No więc jesteśmy w Buenos Aires. Wczoraj akurat Argentyńczycy mieli święto narodowe - Dzień Pamięci o Prawdzie i Sprawiedliwości (nie mylić z Prawem i Sprawiedliwością) dla upamiętnienia ofiar dyktatury wojskowej. Znaleźliśmy się na Plaza de Mayo gdzie zaczynały zbierać się tłumy. Zewsząd w kierunku tego placu nadciągały zorganizowane manifestacje. Niektóre grupy miały zamaskowane twarze a w rękach pałki.

Wieczorem spotkaliśmy się z Diego a właściwie z dwoma Diego, obaj powiedzieli że przebywanie na Plaza de Mayo było bardzo niebezpieczne. No cóż, nie wiedzieliśmy.
Diego zaprosił nas na kolację do domu i tak to o 2:30 polskiego czasu jedliśmy kurczaka ze szpinakiem (pysznego zresztą) i rozmawialiśmy w 3 językach z dwoma Diego.




czwartek, 18 marca 2010

Bilety

Mamy bilety :) Lecimy 23 marca, wracamy 16 maja 2010r.

niedziela, 14 marca 2010

Start

Kierunek: Ameryka Południowa - Argentyna, Chile i może coś jeszcze.
Czas: już za chwileczkę, już za momencik. Wracamy w maju.
Cel: po prostu podróż - miejsca, ludzie, powietrze, światło, wino i wołowina :)

Trzymajcie kciuki.