środa, 5 maja 2010

Tilcara

Kiedy byłam mała zostałam opluta przez lamę w ZOO.
Niby nic i dawno temu ale kiedy dziś wybraliśmy się na wycieczkę z lamami, były chwile kiedy się obawiałam oplucia :) Nic takiego się jednak nie stało.

Było nas troje plus właściciel lam oraz 3 lamy a właściwie 1 lama i 2 guanaco.
Po zapoznaniu się ze zwierzakami i zapakowaniu ekwipunku wyruszyliśmy.
Każdy z nas dostał swoją lamę. Moja miała na imię Cara i póki jej nie pogłaskałam po szyi i nie poszeptałam do ucha miłych słów nie chciała iść. I tak za każdym razem. Co przystanek na skubanie listków albo suchych badyli, to głaskanie i szeptanie żeby Cara zechciała ruszyć z miejsca.
Poszliśmy w góry. Tam w pięknych okolicznościach przyrody i w palącym słońcu mieliśmy piknik.
Co tu dużo pisać, było pięknie.
A, zapomniałabym napisać o kaktusach. Jest ich tu wszędzie pełno, w górach również. Są zdradliwe i czasem atakują nasze nogi przebijając spodnie i wbijając się boleśnie w łydkę np. Jeden wyjątkowo złośliwy przebił mi podeszwę buta, skarpetkę i stopę. Bolało jak cholera.
Lamy natomiast bardzo lubią pożerać wszystkie te kolczaste rośliny. Cara podczas jednego postoju zjadła 6 kulek kaktusowych.








I jeszcze zdjęcia samej Tilcary.